W większości przypadków brzmieć ona
będzie następująco - „napełniasz szklankę,
a zawartość przelewasz do ust i połykasz
z głośnym westchnieniem”. Powyższa instrukcja
jest jak najbardziej poprawna, ale odnosi się do
zupełnie innego pytania. Brzmieć ono powinno
raczej „jak prawidłowo pić whisky”?
Samos pożywanie whisky, na pierwszy rzut oka,
może niewiele odbiegać od jej degustacji.
Jednak różnic jest bardzo dużo zarówno
w kwestii podejścia do procesu, jak i do poszczególnych etapów. Zapraszając kogoś
do „napicia się whisky”, ma się na myśli spędzenie miło czasu w gronie bliskich osób.
Podczas takiego spotkania, liczy się przede wszystkim uwaga poświęcona gronu osób,
z którymi się przebywa, a sam trunek pełni rolę
drugo, a nawet trzecioplanową.
Odpowiedź na pytanie - „jak degustować whisky”, wydaje się trywialna, a każdemu, kto choć raz ją
pił wyrywa się z gardła bez chwili zawahania.
Zdarzają się również sytuacje, w których sami potrzebujemy nalać sobie szklankę whisky bezceremonialnie ją opróżnić. W takich
przypadkach najczęściej liczy się efekt,
jaki wywoła przyjęta porcja alkoholu, a nie
walory sensoryczne, które z niej płyną.
Tymczasem mówiąc, czy pisząc o degustacji, przedkłada się wrażenia sensoryczne, które można wydobyć i z których doświadczenia można czerpać radość, ponad wpływ, jaki alkohol wywołuje na organizm. Warto jest również ograniczyć
inne aspekty, które mogłyby odwrócić uwagę
od zasadniczego celu degustacji.
Nie oznacza to, że zawsze każde spotkanie powinno być w całości i wyłącznie poświęcone testowaniu whisky. Warto jednak podczas całego takiego konwentu dość mocno odgraniczyć
jego część, aby degustacja mogła zostać przeprowadzona sprawnie i przynieść zamierzony skutek. Jak zatem prawidłowo przeprowadzić
i przygotować się do degustowania whisky?
Po pierwsze - należy zaplanować czas, miejsce
oraz przygotować odpowiednie akcesoria, które usprawnią i nie pozwolą na rozproszenie, kiedy rozpocznie się samodzielne czy wspólne degustowanie whisky.
Czas na przeprowadzenie degustacji byłby najodpowiedniejszy w południe, kiedy zmysły są najbardziej rozbudzone i pobudzone. Oczywiście
nie należy dyskwalifikować żadnej innej pory dnia.
To, co może być bardziej istotne to czas, który
można poświęcić takiej degustacji. Nie należy czuć presji upływających minut i godzin, a w poczuciu pełnego zrelaksowania, cieszyć się pełnią profilu smakowego, czerpanego z wybranego trunku.
Dobierając miejsce, warto zwrócić uwagę, aby
miało ono jak najwięcej naturalnego światła, było przewiewne i odseparowane od napływających zewsząd obcych, niepożądanych zapachów.
Przykrycie oczekujących na swoją kolej whisky pozwoli skondensować gromadzące się lotne związki. Ostatnimi fundamentalnym zadaniem
jest naszykowanie wybranej do degustacji
whisky. Opcjonalnie można wyposażyć się
w opis sensoryczny, dzięki któremu będzie
można porównać indywidualne odczucia
z tymi stworzonymi przez innych.
Pomocne będzie przygotowanie karafki
z czystą wodą, bez dodatków smakowych,
takich jak cytryna czy mięta, oraz szklanek do
przepłukiwania ust pomiędzy kolejnymi próbami.
Dodatkowym akcesorium może być pipetka,
dzięki której z łatwością doda się pożądaną,
drobną ilość wody. Jeśli degustacja dotyczy większej liczby trunków, dobrze jest napełnione kieliszki przykryć, aby aromaty tych trunków
nie utleniały się zbyt szybko.
Mając gotowy zestaw do degustacji, można
przystąpić do dzieła. Dysponując wolnym czasem będąc w pełni zrelaksowanym człowiekiem,
należy pozwolić odpłynąć myślom w zmysłowy
świat smaków i aromatów. Warto upewnić się również,
że miejsca degustacji, nie wypełniają obce zapachy,
a kieliszki nie noszą śladów użytych detergentów.
Co ważne – sama osoba degustująca trunek,
nie powinna być źródłem intensywnych zapachów perfum czy balsamów. Szczególnie tyczy się
to zapachów z okolic szyi czy przegubów rąk.
Tak przygotowanym, można przystąpić do
rytuału degustacji, który pozwoli wydobyć
z whisky wszystkie skrywane smaki i tajemnice.
Większość osób posiada pięć zmysłów, którymi
może operować w różnym stopniu zaawansowania, uzależnionym od indywidualnych predyspozycji, wrodzonych zdolności czy cierpliwego treningu. Podczas degustacji, można wykorzystać każdy
z nich - bardziej lub mniej świadomie, jednak
każdy ze zmysłów dostarczy umysłowi informacji,
z których powstanie obraz degustowanego trunku.
Często zdarza się, że jeszcze zanim dojdzie do degustacji, dysponuje się pewnymi informacjami dotyczącymi wybranego trunku. Może to być
opinia polecającego, recenzja eksperta czy rekomendacja sprzedającego. Tak czy inaczej, pierwsze informacje o profilu sensoryczny, ma się
już zasłyszane. Kolejnym bodźcem będzie dźwięk otwieranej butelki czy napełnianego kieliszka.
Degustacje bez dźwięku czy procesu
zapoznawania się z opiniami, nazywane są „degustacjami w ciemno”. Pozwalają one
w pierwszej chwili, skupić się jedynie na smaku
czy aromacie. Jednak jeśli w trakcie degustacji, zasłyszany zostanie jakikolwiek komentarz, podświadomie może on wpłynąć na
indywidualną ocenę finalną.
Większość tych sygnałów trafia do degustującego podświadomie i często zdarza się, że celowo
rezygnuje się z nich, traktując je, jako najłatwiejsze do zmanipulowania. Zasłyszane informacje
mogą być dalekie od prawdy i przyczyniać się do zagłuszania indywidualnych, właściwych odczuć.
Nie zważając na powyższe - słuch jest pierwszym zmysłem, który obcować będzie z degustowanym trunkiem i nadawać formę ostatecznej ocenie. Korzystając z niego jak najbardziej świadomie,
warto skonfrontować to, co usłyszane było
wcześniej (lub nie), z własnymi odczuciami.
Należy połączyć charakterystyczny dźwięk
korka czy zakrętki oraz lejącego się strumienia
złocistego nektaru, z przyjemnym stanem
i nadchodzącymi, kolejnymi bodźcami.
Jeszcze zanim bursztynowa ciecz wypełni kieliszek, wzrok degustującego będzie analizował setki,
jak nie tysiące sygnałów płynących z opakowania,
kształtu butelki, jej koloru lub barwy zawartości
oraz z samej etykiety. Każdy producent dba o to,
aby jego opakowanie podkreślało cechy produktu
lub stanowiło dla niego wyrazisty kontrast,bądź
było najmożliwiej najbardziej neutralne.
Wiele informacji można dostrzec na etykiecie, która ukierunkowuje oczekiwania. I tak jak poprzednio, przygotowując test w ciemno, można pominąć
aspekt ujawniania etykiety, oraz informacji na niej zawartych. Nie zmieni to faktu, że finalnie dotrą
one do konsumujących, w momencie ujawnienia
po degustacji i wtedy dopełnią obrazu całości.
Niezależnie od podjętej decyzji, trunek napełni
kieliszek, maksymalnie do najszerszego punktu,
czyli maksymalnie 50 ml, ukazując w całości
swoje sukno.
Na tym etapie można również obserwować zmiany w kolorystyce, które widoczne są w butelce i w tym, co ukazuje kieliszek. Dokładne rozprowadzenie cieczy, doprowadzi do napowietrzenia trunku,
które przyda się już w następnym etapie.
o z jego koloru, intensywności, odcieni czy rozświetlających refleksów, można czytać
i wróżyć o charakterze, głębi czy oczekiwanych nutach smakowych. Warto zwrócić jednak w tym miejscu uwagę, czy analizowany trunek, jest
opisany jako „niebarwiony karmelem”. Brak tej deklaracji poddaje w wątpliwość autentyczność prezentowanej barwy. Teksturę trunku można przewidywać ze spływających po ściankach kieliszka łzach czy nóżkach, którymi spływać
będzie rozprowadzona równomiernie ciecz.
Po przelaniu kieliszka - co w jednej
z kontrowersyjnych doktryn, kończyło się
wylaniem zawartości, która miała wyłącznie oczyścić kieliszek i nasycić szkło aromatami trunku
- można użyć kolejnego zmysłu, którym jest węch.
Dokładne połączenie zawartości kieliszka
z powietrzem wznosi lotne związki, które
w pierwszej kolejności nabiera się nosem,
lekko tuż znad powierzchni kieliszka.
Istnieje metoda alternatywna, w której to, aby dokładnie rozprowadzić trunek po całym kieliszku, przyciska się go od góry mocno dłonią, a następnie obraca tak, by trunek zmoczył zatykającą go skórę. Następnie odwraca się go i na chwilę odkłada,
a dłonie składa i delikatnie rozciera osadzającą się
na nich whisky. W tak złożone ręce wkłada się nos
i wciąga aromaty. Stosując tą metodę, ważne jest,
aby dłonie były czyste i nie nosiły śladów bardzo aromatycznych mydeł czy balsamów. Mając za sobą pierwszy kontakt z zapachem, zwany „pierwszym nosem”, przechodzi się do „drugiego nosa”.
upływem czasu i zdobytym doświadczeniem,
uda się wyróżnić znacznie więcej, jednak początki zawsze bywają trudne. Analizując wrażenia,
można odstawić trunek, aby odetchnął i otworzył
się dzięki utlenieniu aromatów. Niepisana zasada
mówi, aby pozostawić go na tyle minut, ile lat spędził w beczce. Po upływie tego czasu przystępuje się do porównania tego, co się zmieniło.
Zanurzając się głębiej w kieliszek, odcina się
(dzięki jego kształtowi), dostęp innych zapachów
i pochłania się nadchodzące fale aromatów.
Warto przy tym pozostawić rozchylone usta, co poprawia przepływ i cyrkulację. Można delikatnie operować kieliszkiem - od prawa do lewa - pomaga to szczególnie osobom posiadającym, problemy
z przegrodą nosową, która nie pozwala na równomierne oddychanie. Dla adeptów ważne
jest, aby skupić się na rozpoznaniu trzech
zapachów i nazwaniu ich.
Wszystkie te uwagi można spamiętać lub spisać
- po czasie takie zapiski stają się bezcenne do porównania odczuć na przestrzeni lat. Kończąc
ten etap, ma się już dość wyraźny zarys całości.
Kolejny etap dołoży kolorytu i odcieni, a ostatni wyostrzy lub wygładzi całość.
Może się zdarzyć, że żadnej różnicy nie uda się znaleźć, a równie dobrze może wydarzyć się coś zupełnie zaskakującego - oczywiście pozytywnie,
jak i negatywnie.
Kiedy zapach roznosi się w pokoju, w nozdrzach
oraz w głowie tworząc już niemal kompletny
obraz, przychodzi pora na dodanie odrobiny
kolorytu. Pierwsze i wyczekiwane zetknięcie
się z trunkiem, powinno być subtelne i delikatne.
Malutką porcję alkoholu, należy wprowadzić na
język, tak by równomiernie rozprowadził się po jego powierzchni i pokrył go cieniutką warstwą. Następnie poprzez delikatnie mlaskanie, należy rozprowadzić
łyk po całej jamie ustnej tak, aby wszystkie kubki smakowe były w stanie przeanalizować smaki, jakie skrywa degustowana whisky. Przełykając pierwszą porcję, aktywuje się receptory w tylnej części języka, odpowiedzialne za smaki goryczy. Degustacja
taka zawsze rozpoczyna się mocnym uderzeniem
i kaskadą narastających fal, które uderzają,
przynosząc coraz to nowsze doznania smakowe.
W momencie kulminacji pozostają tylko te
najbardziej intensywne, które stopniowo zanikają, delikatnie ewoluując smakowo i tworząc to, co
nazywa się finiszem. Określając jego długość,
mówi się o czasie trwania, jaki był dany od kulminacji do fazy, kiedy nie czuć już trunku w ustach.
Smaki na finiszu to te, które towarzyszą degustującemu do samego końca. Sposobów
na smakowanie jest kilka - można je wymiennie stosować.
Można też na wzór winiarzy intensywnie
nabierać powietrza i w ustach mieszać z nim
trunek - przypomina to znane z dzieciństwa siorbanie, niemiło widziane w towarzystwie
z wyjątkiem degustacji. To, czym powinno się zakończyć ten etap, to refleksja na temat korelacji lub jej braku z tym, co było wyczuwane w nosie
oraz tym, co przyniosły inne zmysły.
Kontrast między słodkim zapachem, a wytrawnym
smakiem, owocami w nosie a karmelem na języku.
Warto pamiętać, że ze wszystkich smaków ludzki organizm jest w stanie rozpoznać tylko kilka - słony, słodki, kwaśny czy gorzki, czasami wymienia się również umami. To, co nazywa się karmelem czy jabłkiem, to połączenie aromatu, smaku oraz tekstury.
Język jest wyczulony nie tylko na smaki, ale również
na teksturę, która jest uczuciem, pozostającym
w ustach i niezwiązanym z żadnym ze smaków. To uczucie można interpretować jako ciężar, oleistość czy uczycie pokrycia. Może również pojawiać się lekkości, zwiewności czy płynność. Nie jest to najistotniejszy
ze zmysłów, jednak odgrywa on swoją rolę w procesie analizy smaków i uzupełnia je o wrażenie, które nazywane jest body, czyli cielistość trunku.
Po zakończeniu i uruchomianiu wszystkich zmysłów, do degustowanej whisky można dodać odrobinę
wody. Niegazowanej, najlepiej źródlanej w ilości kilku kropli. Nie pisana zasada mówi o tym, że whisky leżakujące w beczkach z białego dębu, w którym dojrzewała amerykańska whiskey, lubi kilka kropel więcej niż pozostałe beczki. Dodatek wody
uzależniony jest oczywiście od zawartości procentowej i indywidualnych preferencji.
Woda rozbija również napięcie powierzchniowe, pozwalając uwolnić się większej liczbie aromatów. Whisky powinna odetchnąć - ten czas i woda
mogą zmienić lub nie zmienić na korzyść, lub niekorzyść, degustowany trunek. Whisky może ujawnić nowe aspekty swojego profilu.
Dodatek wody obniża zawartości alkoholu, co czasem pozwala - szczególnie początkującym, łatwiej cieszyć się jej smakami, dzięki czemu
można dotrzeć do tych smaków, które wcześnie
były skryte przed degustującym.
Warto wiedzieć, że alkohol jest substancją higroskopijną, co znaczy, że jest w stanie
w krótkim czasie pobrać wodę z powietrza,
czy z oddechu degustującego, który wsadza
nos czy usta w kieliszek.
Kiedy pozostawi się whisky samą odkrytą
w kieliszku na dłuższy czas z dodatkiem wody, tej dodanej lub wychwyconej z powietrza, może się okazać, że pojawią się w niej pewne zamglenia
i stanie się ona mętna i nieprzejrzysta.
Dzieje się tak zawsze w przypadku trunków,
które nie były poddane procesowi filtracji na zimno.
Proces ten usuwa większa ilości tłuszczy
i innych związków, zawartych w whisky, które są rozpuszczalne w alkoholu, ale kiedy jego zawartość spada w wyniku dodania wody, wytrącają się
w postaci takiego osadu. Kolejna ciekawostka to zwyczaj pozostawiania kieliszków po degustacji
na noc, aby rano po długim czasie, sprawdzić jaki aromat ostał się na dnie kieliszka.
Cała skomplikowana procedura degustacji, ma
na celu zapewnić bardzo ciekawą przygodę, szczególnie kiedy kupiony bilet lub zaproszenie, zapewnia mnogość atrakcji.
aka degustacja może stanowić również fajną
zabawę z grupą znajomych czy personalną
potyczkę z profesjonalnymi kiperami, z którymi porównuje się wrażenia sensoryczne.
statecznie, o czym zawsze należy pamiętać
– we własnym opisie trunku, nie ma złych
odpowiedzi, są wyłącznie te szczere. Indywidualny
opis często wyraża osobowość degustującego, aktywuje pamięć sensoryczną, przypomina smaki
czy aromaty z przeszłości, które przenoszą
na moment w nostalgiczne chwile, a to chyba
każdy przyzna - może być bezcenną podróżą.
Po co tyle zachodu?