Degustacja #65 - Ardbeg BizzareBQ 50,9%

Czytaj dalej

Ardbeg BizzareBQ 50,9%

Ardbeg to niewątpliwie jeden z najbardziej znamiennych przykładów na to jak można wykorzystać marketing do zwiększenia sprzedaży swojego produktu. Trend wzrostowy w przypadku tej gorzelni utrzymuje się już od paru ładnych lat, za co odpowiedzialni są właśnie marketingowcy z Glenmorangie PLC, tudzież z koncernu LVMH, obecnego właściciela marki i zakładu.

Degustacja #65

Szczerze powiedziawszy, gdyby przyjrzeć się samej historii Ardbeg to nie jest ona jakoś wielce ekscytująca i obfitująca w zdarzenia mocno nietypowe. Kiedy był kryzys, to i Ardbeg go doświadczała, szczególnie dał się jej we znaki kryzys lat 80-tych XX wieku. Wtedy to destylarnię zamknięto na kilka ładnych lat. Na szczęście – nie na długo.

Fakt faktem, iż należy docenić starania Ardbeg w celu popularyzacji marki. W obecnych, iście szalonych i świetlanych, czasach dla whisky destylaty z Islay stały się wręcz kultowe i niezwykle na świecie popularne. Przeróżne edycje whisky Ardbeg, która do niedawna stała w cieniu swych bardziej popularnych sąsiadek, są natenczas obiektem westchnień i pożądania mniej lub bardziej domorosłych inwestorów. A że Ardbeg wychodzi im naprzeciw…

Jestem ciekaw jak daleko to pójdzie i kiedy pęknie bańka związana z limitowanymi edycjami Ardbeg. Póki co rynek przyjmuje każdą ich ilość i nie zanosi się na zmianę optyki w tym względzie. Tutaj napomnę – Ardbeg nie produkuje byle jakiej whisky, co to, to nie. Aczkolwiek, co sprawdzałem na sobie, przeróżne limitowane wydania prezentują różny, nie zawsze ten sam poziom. Poza coraz wyższym cenowym.

Jednakowoż Ardbeg nie zraża się opiniami takich nic nie znaczących person jak na ten przykład ja i prze do przodu cały czas. I w sumie fajnie – zawsze może im wyjść coś ciekawego, nietuzinkowego, wszak tworzyć porządną whisky akurat w tej gorzelni potrafią. Koniunktura na rynku jest wręcz bajkowa, tym bardziej, że utrzymuje się pomimo wszelkich zawirowań społeczno-politycznych na świecie. A trzeba też pamiętać, że jak licho nie śpi, to konkurencja tym bardziej. Toteż Ardbeg wciąż patrzy do przodu.

Przydługi ten wstęp, to i kończyć należy ten stek wynurzeń. Konkret – oczywiście limitowana wersja Bizzare BQ nie powiem, bo mnie zaintrygowała. Wiadomo, to NAS, ale o całkiem słusznej mocy, dzięki czemu można oczekiwać czegoś porządnego. Dodatkowo kooperacja z niejakim DJ BBQ (Christian Stevenson) oraz kombinacja beczek: podwójnie wypalonych, po słodkiej sherry PX i najciekawszych – beczek z grilla destylarni, pozwalają mieć nadzieję na coś naprawdę ekscytującego…

Dużo dymu, cytrusy, torf, wrzos, dzikie jagody, jałowiec, kiełbasa z grilla, limonka, miód – to na początek. Dalej równie ciekawie – maliny, poziomki, ale i ciemna czekolada, karmel, gruszka i soczyste czerwone jabłko ze skórką. Później cynamon, pasta do butów, dąb, kakao, suszone owoce, bakalie, orzech włoski i laskowy, tytoń z cygar i nieco lakieru do włosów.

Nos

To jeszcze nie wszystko – wyczułem także skórę, mirabelkę, brzoskwinię, kwaśną czerwoną porzeczkę, agrest, mleczną czekoladę i kardamon. W tle nieco imbiru, chili, pieprzu, ziela angielskiego, goździków, gorzkich kawowych cukierków. Dodatkowo odnalazłem nuty popiołu z papierosów/popielniczki, eukaliptusa, mięty pieprzowej i spalonych jajek smażonych na bekonie. Dzieje się

Cierpko, cytrusowo i wytrawnie na wstępie. Jest moc, jest pikantnie, dużo soku z cytryny, akcentów grilla, sosu BBQ, nadpalonych bekonu i kiełbasy. Do tego sól, cynamon, pieprz, limonki, sporo dymu, torfu, nut medykamentów, apteki, ziemi, popiołu, dymu z cygar/papierosów, popielniczki. Poza tym dąb, kakao, kawa z mlekiem, masło waniliowe, miód, karmel, toffi, ciemna czekolada. Nieco mniej ciekawie, niż w nosie – czuć trochę rozwodnienia, zostaje wrażenie, że nie ma wyraźnie zarysowanych warstw, raczej wszystko operuje na jednym i tym samym tonie

Smak

Słodko-cytrusowo, miód kwiatowy, landryny kwiatowe, limonka, grill, kiełbasa, bekon, karmel z solą, masło orzechowe z solą, kakao, sułtanki, kawa z mlekiem. Oczywiście sporo także dymu, torfu, skóry i dębu. Poza tym znów maliny, jabłka i brzoskwinie oraz wanilia, kamfora, maść kasztanowa i akcent syropu na kaszel

Finisz

Szczerze powiem, że, pomimo że ta wersja Ardbeg jest naprawdę świetna i mocno nietypowa, mi on do końca nie podszedł. Nie wiem, może za dużo popielniczki? Whisky ta jest bez wątpienia bardzo intrygująca, ale i poniekąd niezobowiązująca. Zaskakująco lekka i orzeźwiająca jak na „torfowego potwora” z elementami grillowymi. W normalnym budżecie zapewne by hulała, że aż miło. Ale po co, jak i tak hula?

Podsumowanie

Teraz do konkretów – nos mocny, strukturalny, bardzo mało alkoholowy, dużo BBQ, bekonu, akcentów wytrawno-cytrusowych, a w tle – również i słodkich. To właśnie na tym etapie trochę za dużo popielniczki. Przynajmniej dla mnie. Smak wyważony, ale nie porywa. Struktura ponownie dobra, acz pojawia się wodnistość, a „młodzieńcza pikanteria” tylko w pewnym stopniu ową wodnistość przykrywa.

Finisz chyba najciekawszy z całości – mimo lekkości dzieje się ciekawie, jest mnóstwo leków, syropów, produktów aptecznych, leków na propolisie, ziół, torfu, etc. Bogactwo, które pięknie ze sobą współgra, nic niczemu nie przeszkadza. Tak jak pisałem wcześniej – w normalnym budżecie… Szkoda, że nie ma takich bottlingów w wersji nieco bardziej daily. To świetna whisky, która zasługuje na to, by ją nie tylko zapamiętać, ale i lobbować, by częściej podobne destylaty pojawiały się na rynku. Niekoniecznie w wersji od Ardbeg, ale że Ardbeg trend zapoczątkowała to… Kontynuować, szanowni Państwo z Ardbeg, kontynuować!

Aromat: 22,5 Smak: 22 Finisz: 23 Balans: 22 Razem: 89,5/100 pkt.

Ocena

Po więcej historii i dobrej whisky