Degustacja #58 - Spey River NAS Rum Cask Finish 40%

Czytaj dalej

Degustacja #58 - Spey River NAS Rum Cask Finish 40%

Spey River to kolejny przykład tego w jakim tempie rośnie popyt na whisky. Mamy tu do czynienia z serią whisky, z których 3 wersje to młode NAS-y z finiszami w najpopularniejszych typach beczek: po bourbonie, sherry i rumie (no, może beczka po porto jest bardziej popularna, niż ta po rumie). Tajemnicą poliszynela jest wersja z oznaczeniem wieku – 12-stka, której jednakże na oficjalnej stronie producenta nie uświadczycie.

Degustacja #58

Co tam może być w środku – pierwsze pytanie odnośnie bastarda, całkiem zresztą oczywiste. Spey River, jak sama nazwa wskazuje, pochodzi ze Speyside i ma być hołdem dla tzw. timmers floaters, ludzi, którzy przez dziesięciolecia narażali swe życie transportując whisky na wzburzonych wodach rzeki Spey mając do dyspozycji jedynie prymitywne tratwy. Tyle odnośnie marketingu, czas na konkrety. W Speyside gorzelni bez mała 50, więc do wyboru, do koloru, ciężko by było zgadnąć co tam w Spey River piszczy.

Ale jest tutaj niewielkich rozmiarów podpowiedź (haha), która pozwoli mocno ograniczyć ilość zakładów, które mogłyby dostarczyć swych destylatów do Spey River. Producent. A mowa o William Grant & Sons, właścicielu gorzelni Glenfiddich, Balvenie i Kininvie, które, nota bene, stoją nieopodal siebie w uznawanym za nieformalną światową stolicę whisky miasteczku Dufftown. Nieopodal rzeki Spey zresztą (ot, ciekawostka).

W przypadku wersji NAS finiszowanej po rumie skreśliłbym Kininvie, pozostają dwie. Patrząc na oficjalne bottlingi dwóch pozostałych destylarni – skłaniam się ku Balvenie raczej. No, chyba że ma być bardziej pikantnie, to i Glenfiddich być może. Cóż, pora sprawdzić domysły i domniemania. Tudzież wróżenie z fusów.

Bardzo przyjemny, aromatyczny, lekki, słodki. Sporo karmelu, wanilii, skórki cytryny, bananów, miodu i ananasów. Poza tym mango, melasa, cukier puder/trzcinowy, toffi, gruszka, słodkie czerwone jabłko, syrop cukrowy, brzoskwinia, nektarynka, papaja.

Nos

Wyczuwalne również maliny, jagody z cukrem, słodki budyń waniliowy, nieco dębu, cynamonu, mięty pieprzowej, eukaliptusa. Z czasem do głosu dochodzi trochę więcej limonki i soku z cytryny. Generalnie – subtelnie, kremowo, słodko-cytrusowo. Na koniec pojawiły się jeszcze nuty wafelków śmietankowych i… pasty do butów. Alkohol praktycznie niewyczuwalny, jest lepiej, niż się spodziewałem

Konsekwentnie – słodko-cytrusowo. Mamy karmel, toffi, miód, mleczną czekoladę, masło waniliowe, budyń brzoskwiniowy, banany, maliny, żółte śliwki, gruszki. Oczywiście są też cytrusy – sok z cytryny, cytryna ze skórką, cytrusowe landrynki, limonka i niewielki akcent gorzkiego grejpfruta. Tło stanowią cynamon, dąb, mięta pieprzowa, cukier trzcinowy, syrop cukrowy, ananas, liczi, nieco jabłek, pieprz i chili. Pomimo wiadomego rozwodnienia – całkiem nieźle

Smak

Gładki, przyjemny, odrobinę alkoholowy w pierwszym momencie. Kontynuując przygodę z tą whisky po raz kolejny natykamy się na miód, wanilię, karmel, toffi, cytrynę, limonkę, gruszkę, mleczną czekoladę, a także syrop cukrowy, syrop klonowy, cynamon i zaskakująco sporą dawkę dębu.

Finisz

Dalej stawiam na Balvenie, choć głowa podpowiada co innego. Generalnie – bardzo porządnie wyglądająca i bardzo porządnie w tym budżecie i w swojej kategorii zrobiona whisky. Czuć tutaj i Speyside, i Karaiby, jest zaskakująco wielowątkowo i wcale a wcale nie płasko. Co prawda balans nieco się chwieje i miejscami kwasowość cytrusów walczy o palmę pierwszeństwa ze słodyczą, ale nie ma tragedii.

Podsumowanie

Finisz mógłby być dłuższy i nieco bardziej skomplikowany – tym bardziej, że poprzednie etapy degustacji (nos w szczególności) dawały nadzieję na więcej. Jednakże nie mam powodów, by się czepiać. W sumie nawet nie muszę wiedzieć z jakiej to konkretnie gorzelni jest whisky, że to na ten przykład jakiś odprysk jej działalności, beczki, które nie do końca się sprawdziły, nie do końca wyszły tak jak chciał Master Distiller. Świetna daily, uniwersalna, nawet trochę już szkoda do drinków.

Na niezobowiązujące popijanie z przyjaciółmi, do pizzy, czy na imprezę, a także dla początkujących adeptów sztuki degustacji – jak znalazł. Pomijając blendy William Grant & Sons umie w whisky, a bywa że umie nawet bardzo. Ot, choćby w tym przypadku.

Aromat: 22 Smak: 20 Finisz: 19 Balans: 19 Razem: 80/100 pkt.

Ocena

Po więcej historii i dobrej whisky