Degustacja #50 - Ardbeg An Oa 46,6%

Czytaj dalej

Degustacja #50 - Ardbeg An Oa 46,6%

Powstała w 1815 roku gorzelnia Ardbeg pod wodzą koncernu LVMH (Loius Vuitton-Moet-Hennessy) stała się nie tylko bardzo rozpoznawalna na świecie. Stała się niemal legendą, na którą to legendę pracowała oczywiście także w poprzednich latach/dziesięcioleciach/wiekach. Jest to bezsprzecznie jedna z kultowych marek z Islay, obecnie będąca również mistrzem marketingu.

Degustacja #49

Miałem już przyjemność degustować kilka whisky z tej stajni i, przyznaję bez bicia, bywają nierówne. Dodatkowo długo przepraszałem się z podstawową wersją 10-letnią, której któryś tam raz dałem znów szansę, no i nie było źle. A wersja 5yo Wee Beastie wbiła mnie w fotel. Za to Galileo…

Przejdźmy jednak do bohaterki wieczoru – An Oa. Nazwa zaczerpnięta została od półwyspu Mull of Oa, który chroni gorzelnię przed zbyt silnymi wpływami Atlantyku. Nazwa oczywiście marketingowo świetna. Sama whisky to mieszanka destylatów bez oznaczenia wieku pochodzących z beczek po bourbonie, zwęglonych dziewiczych (virgin oak) i słodkiej sherry Pedro Ximenez.

Całość okraszona słuszną mocą 46,6% ABV, jak na wypusty z Ardbeg przystało. Przyznam, wiążę z tą whisky pewne nadzieje…

Pierwsze wrażenie – słodko-kwaśno i lekko torfowo. Dużo miodu, wrzosu, wanilii, akcentów kwaśnych i rodzynek. Sporo też fig, daktyli, kakao, słonego karmelu, wodorostów, ostryg i rybnego targu. Poza tym brzoskwinie, jabłka (słodkie i kwaśne), cynamon, bakalie, ciasto drożdżowe z rodzynkami, toffi, wafel z miodowym nadzieniem. Co nieco pasty do podłóg i preparatu do czyszczenia mebli oraz pieprzu. Generalnie – dość lekko, słodko-kwaśno, ze znakomicie ukrytym alkoholem

Nos

Nadal lekko, nieco pieprznie, chili. Porządna dawka akcentów sherry, w tle torf, ziemia, jodyna, nafta, lizol, dym, żar z ogniska. Sporo karmelu z morską solą, wodorostów, miodu, wanilii, fig, daktyli, orzechów i kakao. Na koniec nuty toffi, czekolady, cytrusów i soku z cytryny. Torf bardziej wyczuwalny, niż w nosie, struktura niezła, tylko odrobinę rozwodniona

Smak

Ponownie – torf nieco się chowa, a na plan pierwszy wysuwają się karmel z morską solą, miód, wanilia, toffi, baton czekoladowy i ciasteczka. Tło zbudowane z soku z cytryny (mniej, niż na podniebieniu), dymu, cynamonu, dębu, pieprzu, słodkiej sherry, suszonych rodzynek, wiśni, jeżyn, malin, lizolu i nieznacznej ilości pieprzu.

Finisz

No i Ardbeg w lżejszym nieco wydaniu, z całkiem przyzwoitą dawką akcentów słodkiej sherry. Jest przyjemnie, delikatnie torfowo, lekko, niemal uniwersalnie. Z drugiej strony nasuwa mi się myśl, że tę whisky to i tak, i nie. Struktura niezła, ale nie świetna, alkohol przyzwoicie i bardzo przyzwoicie momentami ukryty, niby wszystko na miejscu, no i sherry jak najbardziej zauważalna. No to czemu się czepiam? Tak bym tego nie ujął, aż tak krytyczny być nie chcę, bo to naprawdę bardzo dobra whisky.

Podsumowanie

Bardzo przyjemna. Jedyne, co mógłbym tu in minus oznajmić to to, że w An Oa jakoś tak nic konkretnego nie dominuje, nie wysuwa się zdecydowanie na plan pierwszy. Dla co poniektórych, być może, zarzut to żaden. I w zasadzie ja z tym dyskutować zamiaru nie mam. Rozumiem. Po prostu dla mnie osobiście zabrakło tu nieco więcej charakteru, An Oa sprawia dla mnie wrażenie jakby zatrzymała się w pół drogi.

Prawdopodobne, że jestem fanem sherry bombek i bardziej strukturalnych, cięższych destylatów. Przyznam, że chyba tak. Podkreślić jednak muszę, że An Oa wcale a wcale mnie nie rozczarowała. Degustować tę whisky było dla mnie naprawdę miłym doświadczeniem. A i pouczającym co nieco.

Aromat: 21 Smak: 21 Finisz: 21 Balans: 20 Razem: 83/100 pkt.

Ocena

Po więcej historii i dobrej whisky