Czytaj dalej
Degustacja #48 - Ballantine’s Finest Blended 40%
Degustacja #48 - Ballantine’s Finest Blended 40%
Degustacja #48
Zwykło się mówić, że najpopularniejsze blendy to tylko z colą, poza tym to omijać. Tymczasem, podług opinii mojej skromnej osoby, to jest właśnie clou programu, creme de la creme świata whisky. Czemuż tak odważnie, tak obrazoburczo? Cytując klasyka z jednego z polskich seriali komediowych (niejaki Kurski) „już wyjaśniam zagadnienie”.
To właśnie od tych najprostszych, czy najpopularniejszych zaczyna się przygoda z whisky. To takie destylaty stają nam na drodze jako pierwsze (zazwyczaj przynajmniej). A to gdzieś na grillu, na imprezie, etc. To na nich uczymy się najwięcej. Tak. Najwięcej, nie musicie oczu przecierać. To te najbardziej znane whisky uczą nas podstaw, sprawiają, że fundament stoi po czasie i się nie chwieje.
Bo najpierw należy (koniecznie!) poznać to, co podstawowe, standardowe, mainstreamowe, aby móc później odnajdywać niuanse tam, dokąd wstępu nie mają i mieć nie będą byle dyletanci. Dlatego też cieszyłem się poniekąd na tę degustację. Bo jak się dobrze opanuje podstawy materiału, to potem, z trudniejszymi tematami, częstokroć, o zgrozo, bywa zaskakująco łatwo, przyjemnie, czytaj: z górki.
Stąd podjąłem się powrotu do korzeni, aby nie wypaść z wprawy. Żeby coś dobrze opanować, należy co i rusz nie zapominać, gdzie leży tego zagadnienia źródło. Gdzie jest ten kamień, który rzucony w przepaść potrafi spowodować całą kamieni lawinę. W świecie whisky przykładem na taki „kamień” właśnie jest Ballantine’s Finest. Whisky stworzona w I połowie XIX wieku, która do dziś sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. I właśnie teraz kolej na moją opinię w jej sprawie.
Która niczego nie zmieni może, ale mi da poczucie, że próbowałem, wiem, a tym, którzy zaczynają, bądź zamierzają wrócić do tematu, da jedną z wielu okazji na konfrontację własnych kubków smakowych z gustami innych. Dodajmy, gustami, o których przecież się nie dyskutuje. Wszak tylko gentlemani pijają whisky, prawda?...
Na początek lekki, tylko odrobinę alkoholowy. Sporo cytryny z pestką, gorzkiego grejpfruta, karmelu, wanilii, gruszki. Dalej mocno wyczuwalne gotowane jabłko na ciepło, miód, landrynki owocowe, toffi, mleczna czekolada, mleczne cukierki i śniadaniowe płatki z mlekiem.
Nos
Poza tym znajdziemy tu jeszcze cynamon, dąb, miętę, pieprz, gałkę muszkatołową, orzechy włoskie i laskowe, świeże rodzynki, sok z białych winogron. W tle nieco banana, brzoskwiń, moreli, lukrecji i pokrzyw. Całkiem nieźle.
Pierwsze wrażenie – klasyka – wodnista, lekko szczypiąca. Sporo słodyczy, karmelu, toffi, miodu, mlecznej czekolady. Połączone jest to z akcentami soku z cytryny, cynamonu, pieprzu, gruszki, słodkiego banana, a także kremu waniliowo-maślanego, landrynków cytrusowo-owocowych i słonego karmelu. Generalnie – zdecydowanie dominuje słodycz, jest subtelnie, z „klasycznymi”, wodnistymi dziurami w strukturze
Smak
Gładko, lekko, konsekwentnie. Charakterystyczne nuty to pieprz, cynamon, dąb, landryny cytrusowe, toffi, karmel, mleczna czekolada, mleczne cukierki, banan i wanilia. Krótko, nadal mocno słodko
Finisz
Oczywiście Ballantine’s Finest niczym mnie nie zaskoczyła, ale nie o to w tej degustacji chodziło. Przypomniałem sobie, czemu to nie do końca moje klimaty (nie lubię jak jest zbyt słodko). Ale to tylko i wyłącznie moje prywatne preferencje – kompletnie nie miały wpływu na moją końcową ocenę. W zasadzie degustacja „Balantyny” potwierdza moją tezę – warto sięgnąć, gdy jest się „świeżakiem”, warto wrócić niekiedy do korzeni, by upewnić się skąd różnice w cenach, jakości, rodzaju whisky, etc.
Podsumowanie
Ale do brzegu. Podstawowa Ballantine’s blisko 200 lat istnieje na rynku, gdyż jest niezwykle przystępna. Świetna baza do drinków, choć, moim zdaniem, nie pasuje do słodkiej coli, bo to już by była prawdziwa słodka bomba. Nos jest tu naprawdę nieźle zbudowany, co nie przekłada się do końca na podniebienie i finisz, ale z drugiej strony – w tym blendzie właśnie o to chodzi. Jest konsekwentnie, poszczególne akcenty są dobrze zarysowane, łatwe do wyłapania. W smaku braki w strukturze, finisz króciutki, co nie znaczy, że nie bywało gorzej. Oj, bywało…
Po raz kolejny powtórzę – warto sięgnąć, zmierzyć się, bo jak się podstaw nie zna lub zapomni, można się przez to nie raz i nie dwa co nieco sparzyć. Także – może nie jest to, jak rzekli byli nieodżałowany Leonard Pietraszak i wciąż mający się dobrze Bronisław Wrocławski, czyli Kramer i Sztyc z kultowej komedii Machulskiego „Vabank II, czyli Riposta”, „Najlepsza whisky na świecie”, choć na pewno i w swojej klasie, i przeznaczona na „bieżącą” konsumpcję zawsze będzie to whisky, która nas nie zawiedzie.
A o to przecież nam wszystkim w spożywaniu whisky chodzi – o czystą, nieskażoną niczem przyjemność, czyż nie mam racji?...
Aromat: 20 Smak: 15 Finisz: 15 Balans: 17 Razem: 67/100 pkt.
Ocena