Degustacja #31 – Glen Stag Blended Scotch Whisky 40%
 Wstęp
                    
                        
                        Glen Stag to kolejna prosta i tania whisky szkocka, której mam okazję spróbować (oczywiście saute, podczas degustacji nie uznaję kompromisów). 
 O samej marce wiadomo niewiele. Wiadomo, że produkuje ją Whyte & Mackay
                        Group, choć na stronie producenta próżno szukać Glen Stag.
 Tłumaczenie nazwy to „Dolina Jelenia”, co nawet mniej obeznanym z tematem whisky (w sensie teoretycznym) powinno już coś tam powiedzieć. 
 I poniekąd
                        zdziwić. Dla tych, co nie wiedzą – „Glenfiddich” to „Dolina Jeleni”, czyli że niby to w środku coś z tamtej gorzelni znajdziemy?
                    
                        Producent nie ujawnia, co tam we środku, ile zbożowych i ile słodowych destylatów znajdziemy. 
 Oczywiście wszystko odbyło się z zachowaniem wszelkich przepisów – 3-letnia maturacja w dębie na terenie Szkocji i ze szkockich
                        destylatów. 
 I w zasadzie tyle. 
 Znając niechęć Glenfiddich do dzielenia się ich whisky z innymi śmiem wątpić, że akurat tutaj się był znalazł. Chociaż…
 W portfolio Whyte & Mackay znajdują się
                        4 szkockie gorzelnie słodowe: Tamnavulin, Jura, The Dalmore i Fettercairn. 
 I na jakąś, tak około 30% ilość całości stamtąd bym tutaj stawiał. Ale oczywiście to tylko moje domysły. 
                    
                        A pewności i tak nigdy mieć nie będę, wszak nikomu nie zależy, by ujawniać cokolwiek. 
 No, może poza piękną etykietką z jeleniem w dolinie na przedzie butelki… Nie, nie mam zamiaru kpić, takie mamy czasy, takie praktyki,
                        nie ma producenta, który by takowych praktyk nie stosował. 
 W sumie, przy budżetowym blendzie jest to jakoś tam akceptowalne (życzyłbym sobie świata idealnego, gdzie wiem, przynajmniej mniej więcej, po co sięgam i co
                        spożywać będę, no ale…może za dużo wymagam…). 
 W takim wypadku nie przedłużam, bo i nie ma w zasadzie po co.
                    
                        Lekki, nie nachalny, z jednej strony gruszka, cytrusy i wanilia, z drugiej dość mocna i nieco dusząca nuta ziołowa (zioła polne, dzikie) oraz akcent mentolu. 
 Z cytrusów przede wszystkim cytryna i limonka. Dalej tony
                        słodkie – karmel, toffi, mleczna czekolada, masło/popcorn z masłem, poza tym kwaskowe zielone jabłko. Na koniec odrobina pieprzu, cynamonu i mała szczypta soli.
                    
                        Oczywiście wyczuwalne rozwodnienie, ale nie horrendalne. Jest bardzo, bardzo świeżo. Kwaskowe cytrusy, gorzki grejpfrut oraz karmel i wanilia na pierwszym planie. 
 Potem nieco przypalonego piernika, toffi, kwaskowo-słodkich
                        landrynek. Sporo pieprzu (alkoholowość, przy tej jakości, akceptowalna). 
 W tle trochę gruszki, ciemnej czekolady, kakao, jabłek i pikantnego dębu.
                    
                        Rozgrzewający, nieco pikantny, pieprz i cynamon rządzą. 
 Poza tym wanilia, gruszka, słony karmel, landrynki i kwaskowe cytrusy. 
 Jest dość krótko, ale konsekwentnie. 
 Tragedii nie ma.
                    
                        No i akceptowalnie, szczególnie w tymże budżecie. Nos niegłupi, smak nie pozbawiony wad i dziur, coś tam się jednakowoż dzieje, finisz zaznaczony, nie na alibi. 
 Tego w sumie oczekiwałem, dykty nie było, wielkiej finezji,
                        wiadoma rzecz, także nie.
 Wniosek – mogę odhaczyć i pójść dalej, w zasadzie zapomnieć i już.
                    
                        Wśród tanich blendów konkurencja spora, tworzy się tego rokrocznie dość dużo, powstają kolejne i kolejne no name whisky, specjalnie „dla kogoś tam”, czy „pod kogoś tam”.
 Ów proceder szczególnie mnie nie interesuje,
                        chciałem spróbować to spróbowałem, i już. Jedna z wielu, i owszem, całkiem niezły potencjał – w sensie bycia whisky uniwersalną – na co dzień, pod colę, do drinka, etc. 
 Czy przetrwa na rynku? Dziś, jak wiadomo, wiele
                        od marketingu zależy. W wypadku tanich, nikomu nie znanych blendów w szczególności. Nie powiem zresztą niczego odkrywczego – na dwoje babka wróżyła. Będzie jak będzie, jak się uda to fajnie, jak nie – nikt specjalnie płakał nie
                        będzie. 
 Osobiście nie odradzam – nieźle wygląda, nie najgorzej wypada w profesjonalnej degustacji. Oj, piło się gorsze, oj piło…
                    
                        Aromat: 19
  
                        
 Smak:    15
                        
 Finisz:    15
                        
 Balans:  15
                        
 Razem:  64/100 pkt.