Degustacja #15 – High West American Prairie Bourbon 46% ABV
Wstęp
Przyznam szczerze, że amerykańskie whiskey nie tyle do mnie zawsze przemawiały, co, jakimś dziwnym, nie do końca zbadanym trafem, po wielekroć omijałem je przy degustacjach. Nie powiem, że nie znam klasyków, pijałem także te uważane
za „lepsze”, czyli wersje droższe po prostu. Nie, nie sparzyłem się, aż tak źle nie było.
Najgłębiej siedzę w szkockiej, tak już jakoś, póki co, mi się to poukładało. Tym niemniej zawsze jestem ciekaw nowych doznań, smaków
i smaczków, krajów i ewenementów.
Dlaczego High West, i to akurat ten? Cóż, nowa gorzelnia (rok założenia zaledwie 2006), to i coś nowego do odhaczenia. To raz. Ale jakoś okrutnie to zabrzmiało, a wcale nie miało. Najprościej – jeszcze mi się nie zdarzyło nic z Utah
pić. Tym bardziej, że High West to pierwsza gorzelnia w tym stanie od 1870 roku. Tak więc wcale się sobie nie dziwię.
Tenże konkretny High West, co zdołałem wyśledzić, miał naprawdę niezłe opinie, oceny grubo powyżej 90
punktów. To skoro miałem okazję spróbować pomyślałem – czemu nie? Trunek honorujący amerykańską prerię okolic Montany? Wchodzę w to! Efekt poniżej.
Zaskakująco złożony, intensywny, rześki. Naprawdę sporo się dzieje już na pierwszym planie. Można by wymieniać i wymieniać – cytrusy, banany, gruszka, karmel, czerwone, soczyste, słodkie jabłko ze skórką, toffi, nugat, pancaki, miód, posypka z cynamonu, landrynki, czekolada. Uff! A to jeszcze nie wszystko. Dalej mango, melon, troszkę kokosa, bardzo słodkie kwiaty.
Generalnie po pierwszym (krótkim) cytrusowym akcencie potem dominantę stanowi słodycz, i to taka wręcz syropowata (dużo lepkiego syropu klonowego). Nos jest bardzo zróżnicowany, gładki, harmonijny, alkohol praktycznie nie wyczuwalny.
Po dłuższej chwili jeszcze bardziej się otwiera – czuć ciasto z kakao, owocowy syrop z malin, truskawek, jagód i jeżyn, mleczne cukierki, słodkie kruche ciasteczka i takie charakterystyczne pałeczki z cukrem. Znakomicie!
No i tu już trochę gorzej. Oczywiście, jest nadal gładko, lekko, ale i alkoholowo i gorzkawo (mocno wyczuwalny gorzki grejpfrut). Pomimo wyrazistszej alkoholowej nuty jest nieco wodniście, jakby odrobiny struktury zaczynało brakować.
Poza wymienionym grejpfrutem odnalazłem jeszcze toffi, ciemną, gorzką czekoladę, kakao, sporo dębiny, cynamonu, pikantnego pieprzu, wanilii, cytrusów (innych) w tle. Poziom z nosa spadł, na szczęście nie „na łeb, na szyję”.
Ponownie – gładko, lekko, przyjemniej, niż w smaku, nie tak słodko i prościej jak w nosie. Subtelne, nie duszące nuty przede wszystkim wanilii, dębu, cynamonu, mlecznej i gorzkiej czekolady oraz kakao. Alkohol wyczuwalny, lekko piekąco
(jakieś goździki, pieprz?), ale nie drażniąco, średnio długo.
Nie było się czego bać, jest lepiej, niż w wielu, wielu, naprawdę wielu najnowszych pozycjach na rynku. Nos jest wręcz bajkowy, złożony, wielowarstwowy, alkohol ukryty jest tu wręcz perfekcyjnie. Jest naprawdę blisko ideału. Smak i finisz nie rażą, finisz mógłby być głębszy i nieco dłuższy, smak bardziej zróżnicowany. Alkohol już wyczuwalny, ale na akceptowalnym poziomie, szkoda tylko tego delikatnego poczucia rozwodnienia w smaku. Cena – jakość: stosunek świetny.
Może jestem surowszy, ale u mnie trochę do wyżej wspomnianych ponad 90 punktów zabrakło, pewnie jestem amatorem i nie odnajduje choćby ech przypraw, korzeni, zapachów i smaków, które dla profesjonalisty są w obsłudze bardzo proste. Człowiek się uczy, na błędach również, jednakowoż wiem jedno – High West American Prairie do tychże błędów z pewnością nie należy!
Aromat: 23
Smak: 19
Finisz: 20
Balans: 21
Razem: 83/100 pkt.