Rozumiem, że w portfolio każdej gorzelni musi się znaleźć wersja podstawowa, najtańsza, która nie musi mieć oznaczenia wieku.
Rozumiem, że nie każda whisky musi mieć to oznaczenie, żeby mieć dobrą jakość.
Uważam jednak, że proceder ten powoli, acz skutecznie, wymyka się spod kontroli…
Świat pędzi do przodu, konsumpcjonizm także. I w świecie whisky nie zatrzyma go byle kryzys.
Dzięki temu rokrocznie powstają najprzeróżniejsze marki whisky, z których gros jest bardzo, ale to bardzo podobnych do siebie.
Zunifikowany świat whisky?
Ja tego nie kupuję!
Ogromna ilość bottlingów, które pojawiają się co rusz na rynku sprawia, że coraz trudniej wyłowić te warte uwagi.
A wszystko przez powódź pato-marketingu.
Oczywiście taki marketing rządzi w wielu dziedzinach
naszego życia, nie znaczy to jednak, że po raz setny nabiorę się na jakąś wydumaną i wycyzelowaną sztucznie historyjkę…
Im więcej whisky na rynku, tym teoretycznie lepiej. Wszak w zalewie nijakości coś się zawsze znajdzie, a to, co słabe, odejdzie w niebyt.
I co z tego?
W miejsce słabej whisky pojawi się za chwile trzy
następne. Rynek jest dziś miejscami zbyt chłonny.
A i konsument chyba nie do końca świadomy…
Bękarty, czyli tzw. bastard malty.
Zjawisko ciekawe, nie powiem, i w zasadzie warte tego, by pozostało.
Zapełnia pewne nisze, daje poczuć, że próbujemy czegoś nowego, a nie po raz enty spożywamy to samo.
Zagrożenie?
Nie jedno. Z jakością bywa różnie, czego najczęściej nie da rady, niestety, zweryfikować.
Kolejna nowa kategoria – teaspoon whisky.
Mamy np. Laphroaig, ale dodajemy do niej tę przysłowiową łyżeczkę od herbaty innej whisky. I tak powstaje coś nowego.
A faktycznie tam proporcje są 99% do 1%,
czy inne? Kto nam to powie?
Poza tym czy to tak naprawdę ZUPEŁNIE inna whisky?
Czy marketingowa bzdura, byle więcej sprzedać?
Zadajcie sobie pytanie – czy nawet o podstawowych, tych bardziej znanych whisky wiemy wszystko, co trzeba?
Czy mamy wszelkie informacje, które w cenie danej whisky nam się po prostu należą? A może jednak nie
do końca?
Bo co to znaczy, że whisky leżakowała np. w beczkach po czerwonym winie? Po jakim, konkretnie?
Z jakiego rocznika? Przez ile?
I tym podobne.
Zauważcie kolejną zależność.
Tak naprawdę wielu jest producentów/gorzelni, które nie ujawniają, czy filtrują swoje whisky, czy nie.
Nie zawsze jest nawet informacja, czy dana whisky jest barwiona (jeśli
nie ma – praktycznie w 100% jest).
Dla laika może nie ma to znaczenia, ja tam jednak chciałbym wiedzieć choć to…
Wrócę jeszcze do marketingu.
Tam, gdzie prawo nie zabrania, ochoczo się z takiej okazji korzysta.
Prześledźcie np. tak z 10 bottlingów japońskich whisky. Weźcie pod uwagę głównie blendy, będzie
śmieszniej.
Jedno zdanie: „Wiem, że nic nie wiem”.
Sherlock Holmes chyba by nie dał im rady…
Na koniec clou programu.
Zerknijcie na strony producentów w necie.
Zobaczcie jak skąpo piszą o swej własnej historii, o procesach produkcji, ba, bardzo trudno o suche techniczne kwestie typu źródło
wody, czas fermentacji/destylacji, roczna produkcja, etc.
Oczywiście tyczy się to tych, którzy w ogóle mają w internecie swoje strony…
Niniejszym przepraszam wszystkich wytwórców whisky, których obraziłem.
Nie to jest moim celem.
Moim celem jest „naprawa” świata whisky równoznaczna z „rozwój” tegoż świata.
O ile lepiej by
było, gdybyśmy nie musieli się zastanawiać nad kwestiami, dajmy na to, oczywistymi.
Czyli na ten przykład – co ja tak naprawdę właśnie kupuję lub piję?