Cardhu to jedna z najbardziej rozpoznawalnych szkockich z regionu Speyside. Jej gładkość i delikatność od lat doceniane są przez niezliczone rzesze amatorów whisky na świecie. Oczywiście dla Cardhu niezmiernie ważny jest fakt, iż stanowi
ona jeden z podstawowych składników każdego Johnnie Walkera. Dzięki jego popularności również Cardhu, tym razem samodzielnie, podbijać może serca miłośników whisky. A wszystko zaczęło się za sprawą dwóch naprawdę obrotnych pań…
Może półlegalnie, ale za to z gracją
Destylarnia Cardhu nie powstałaby, gdyby nie farma w Cardow, którą to farmę wydzierżawiło małżeństwo John i Helen Cummings (stało się to w 1811 roku). Choć państwo Cummings zajmowali się początkowo przede wszystkim rolnictwem, niewielką część czasu zajmowała im także nielegalna destylacja whisky. Już w 1816 roku John Cumming skazywany był trzykrotnie za właśnie wyżej opisany proceder.
Gorzelnia Cardhu umiejscowiona jest nieopodal małej wioski Archiestown, leżącej w okręgu Moray, nad największą w Szkocji cieśniną Moray Firth, w północno-wschodniej części tego kraju. Niegdyś Archiestown było znane jako ośrodek, w
którym zajmowano się głównie tkactwem. Obecnie kojarzone jest ściśle z pobliskimi gorzelniami – oprócz Cardhu są to także The Macallan, Tamdhu, Knockdhu i Knockando.
W ten oto pomysłowy sposób niejednokrotnie udawało się uniknąć kar miejscowym bimbrownikom. Sama zaś brudziła się mąką i udawała, że piecze chleb – wszystko po to, by zatuszować zapach pędzonego alkoholu.
W ówczesnych okolicznościach mało kogo było stać na wykupienie stosownych pozwoleń, poza tym niemalże każdy pędził własną whisky na lokalne potrzeby, a tradycja, jak wiadomo, nie tylko zobowiązuje, ale nijak się ma do siłą niemalże
wprowadzanych przepisów i, o zgrozo, związanych z nimi opłat. Do czasu zakupu licencji przedsiębiorcza Helen Cumming ostrzegała całą okolicę o zbliżającej się urzędniczej kontroli – wystarczyło, że wbiła czerwoną flagę na słupie
umiejscowionym na farmie, którą to flagę łatwo było wypatrzyć choćby z pobliskiej doliny rzeki Livet (Cardow położona była na wzgórzu Mannoch).
Na szczęście w 1823 roku nastąpiła zmiana w przepisach dotyczących akcyzy. W sposób znaczący obniżono cło i wszelkie inne finansowe obciążenia. W efekcie Cardow jako jedna z pierwszych gorzelni nabywa licencję na legalną produkcję
alkoholu i od roku 1824 oficjalnie rozpoczyna swą działalność.
Pierwsze lata, Lewis, Elizabeth
i John Walker & Sons.
To on namawiał ich także do dalszych inwestycji, przede wszystkim w naczynia do destylacji (alembiki).
Byli to przede wszystkim przyjaciele Lewisa, syna Johna i Helen. Jednym z pierwszych i najbardziej pomocnych był George Smith, założyciel pobliskiej gorzelni Glenlivet, który skupował i dystrybuował whisky Cardow do czasu, gdy rodzina
Cumming nie znalazła własnych przedstawicieli.
W początkowym okresie działalności Cardow (potem Cardhu, co z gaelickiego Carn Dubh
oznacza „Czarna skała”) korzystała z pomocy wielu
przyjaciół z branży whisky, którzy odwdzięczali się za nieocenioną pomoc jaką była wyłuszczona
powyżej „procedura” ostrzegania przed kontrolą skarbową za pomocą charakterystycznej
czerwonej flagi.
Czterdzieści lat po objęciu rządów w Cardhu umiera Lewis Cumming, zaś gorzelnia przechodzi w ręce drugiej niezwykłej kobiety w jej historii.
Jest nią wdowa po Lewisie, Elizabeth Cumming, którą wspiera jej żyjąca jeszcze teściowa,
Helen. To właśnie Elizabeth stoi za dalszym, zresztą naprawdę znaczącym, rozwojem Cardow.
Tym bardziej było to imponujące, gdyż Cardow uważana była za najmniejszą gorzelnię w kraju, posiadając jedynie jedną parę przestarzałych nieco alembików. W międzyczasie, w 1839 roku, umiera jeden z fundatorów zakładu, nestor rodu John
Cumming.
Już w 1832 roku stery w gorzelni przejmuje Lewis Cumming, który na tyle dobrze zarządza destylarnią (zatrudnia m. in. piwowara odpowiedzialnego za brzeczkę i słodownika odpowiedzialnego za jakość słodu), iż zapewnia
jej solidną
reputację.
Rok 1893 przynosi największy sukces w zarządzaniu Cardow przez Elizabeth Cumming. Sprzedaje ona gorzelnię (za kwotę 20500 funtów) firmie John Walker & Sons. Jednocześnie zapewnia rodzinie udziały w firmie Walkera oraz możliwość dalszego nieskrępowanego zarządzania destylarnią. Układ ten przyniósł mnóstwo korzyści rodzinie Cumming.
W latach 1884-1885 przebudowuje gorzelnię, przenosi ją na nowe grunty (korzysta przy tym z tego samego źródła wody – Mannoch Hill Spring nad rzeką Spey) oraz sprzedaje koło wodne i alembiki ze starej gorzelni Williamowi Grantowi (który
nosi się właśnie z zamiarem wybudowania własnej gorzelni w Dufftown – Glenfiddich). Od tej pory nowa Cardow może wyprodukować trzykrotną ilość whisky w stosunku do starego zakładu, poza tym zyskuje uznanie wśród producentów blended
whisky. Abstrahując – na szczęście w wersji single malt pojawia się znowu już w 1888 roku.
Choć Elizabeth wkrótce zmarła (dokładnie rok później – w 1894 roku), zdążyła zapewnić ciągłość zarządzania gorzelnią przez swą familię, co więcej, zyskując wsparcie ówczesnego giganta (Walkera oczywiście) uchroniła gorzelnię przed
skutkami krachu na rynku whisky jaki nastąpił pod koniec XIX wieku.
Gorzelnia Cardow była pierwszym zakładem, który zakupił John Walker & Sons. Był to ruch strategiczny i dobrze przemyślany, wszak Walker przez wiele lat skupował stąd destylaty. Tak więc rok 1893 możemy uznać za swoistą cezurę,
zarówno w historii Walkera, jak i samej Cardow. Co znamienne, wiadomym jest, iż przyniosło to obopólne korzyści, z których zarówno oba podmioty, jak i konsumenci na całym świecie korzystać mogą do dziś.
We wspomnianym już 1960 roku, poza dodaniem dwóch kolejnych alembików, po raz kolejny przebudowano Cardow, unowocześniono m. in. zaciernię oraz sprowadzono nowoczesny system ogrzewania alembików za pomocą wężownic parowych (to już
w 1970 roku).
W 1930 roku zakład przejmuje DCL (obecne Diageo). Wsparcie koncernu pozwala przetrwać Cardhu kolejne zawieruchy historyczne, w szczególności braki dostaw jęczmienia podczas II Wojny Światowej. Poza tym lata powojenne (na całe szczęście)
zrekompensują trudy wojennych dni poprzez zwiększone zapotrzebowanie na towar podczas wojny luksusowy (whisky).
Wróćmy jednak do końca XIX i początku XX wieku. Już w 1899 roku Cardow podwoiła swoje moce produkcyjne – dodano dwa nowe alembiki (kolejne dwa, czyli dzisiejszych sześć, zainstalowane zostaną w 1960 roku, już za sprawą DCL/Diageo). Poza tym destylarnia połączona została z linią kolejową poprzez zbudowanie nowej, priorytetowej dla zakładu drogi.
W roku 1965 zastrzeżono słowo „Cardhu” jako znak towarowy, który od tej pory będzie oficjalną nazwą whisky słodowej z gorzelni Cardow. Zresztą sama destylarnia zmieniła nazwę na Cardhu kilkanaście lat później – w 1981 roku. Tej nazwy
używa do dziś.
Lata 1963-1967 to bardzo atrakcyjna ciekawostka – zarówno dla Cardow, jak i DCL. Otóż w tych latach właśnie prezesem DCL był… Sir Ronald Cumming, prawnuk założycieli Cardow.
Przy zwiększonej produkcji wzrosło zapotrzebowanie na wodę, toteż zaczęto korzystać z drugiego, obok Mannoch Hill Spring, źródła wody – Lyne Burn.
Na początku XXI wieku nastąpiło małe tąpnięcie w gorzelni. Dokładnie w 2003 roku Cardhu zdecydowało się na ryzykowny eksperyment, który przyniósł pewne, szczęśliwie krótkotrwałe, negatywne skutki. Otóż historia związana jest ściśle z wydaniem na rynek wersji określanej mianem Pure Malt. Ze względu na zbyt duży popyt na wersje słodowe Cardhu (szczególnie we Francji i Hiszpanii) Diageo stworzyło wersję Cardhu (12-letnią), która nota bene samą Cardhu nie była.
Zapewne nie byłoby aż tak silnego odzewu ze strony rynku gdyby nie fakt, iż wersja pure malt Cardhu miała identyczne opakowanie jak dotychczasowa wersja single malt. Tak czy inaczej Diageo szybko (już w 2004 roku) wycofało się z pomysłu,
a Cardhu wróciła na dawne, od lat ustalone, właściwe dla niej tory.
Sprawa była na tyle poważna i wywołała na tyle duże kontrowersje, tudzież burzliwe dyskusje, iż wmieszała się w nią sama SWA (Scotch Whisky Association), która zmieniła przepisy w ten sposób, iż stworzyła nową kategorię whisky – blended malt – zakazując tym samym używania nazwy niekoniecznie słusznej i właściwej, czyli pure malt (z ang. „czysty słód”).
Była to oczywiście mieszanka różnych słodowych szkockich whisky, w skład których Cardhu tylko w jakimś nieokreślonym procencie wchodziła. Wprowadziło to zamieszanie na rynku i oburzenie tak kontrahentów, jak i finalnych konsumentów.
Na szlaku wycieczki można też wstąpić do siedziby Speyside Cooperage (w Craigellachie, Aberlour), centrum bednarskiego, w którym produkuje i naprawia się beczki i z którego korzysta wiele gorzelni z całej Szkocji.
Warto także dodać, iż Cardhu znajduje się w planach specjalnej wycieczki Scotland’s Malt Whisky Trail. Ta turystyczna inicjatywa pozwala na arcyciekawe spotkanie oko w oko z aż ośmioma gorzelniami, z których siedem jest nadal czynnych (Cardhu, Benromach, Glen Grant, Glen Moray, Glenfiidich,The Glenlivet, Strathisla), jedna zaś stanowi już tylko historię (Dallas Dhu).
Najnowsza historia Cardhu zahacza jeszcze o rok 2018, w którym to Diageo zaplanowało wydanie
aż 150 milionów funtów na modernizację wielu obiektów, w tym centrów dla zwiedzających w gorzelniach Cardhu, Caol Ila, Glenkinchie i Clynelish
oraz budowę nowej siedziby Johnnie Walkera w Edynburgu.
Podróż ta to nie lada gratka dla fanów whisky, tym bardziej, iż jest to jedyne takie centrum w Wielkiej Brytanii, które udostępnia swoje podwoje turystom. Poza tym część gorzelni stanowiących punkt programu wycieczki nie posiada swoich
visitors centers, tak więc jest to jedyna możliwość, by zajrzeć za ich tajemnicze kulisy.
Po pierwsze – założycielce zakładu, Hellen Cumming. Była to niezwykle energiczna, przedsiębiorcza i odważna kobieta, która nie bała się podejmować ryzyka i pracować w branży zarezerwowanej głównie dla mężczyzn.
Powyższe zdanie wydaje się naprawdę nie być wielką przesadą. Wszak gorzelnia ta zawdzięcza swój byt i rozwój dwóm niezwykłym kobietom.
Dodajmy, iż Pani Helen dożyła sędziwych 98 lat, doczekawszy się ośmiorga dzieci i aż pięćdziesięcioro sześcioro wnucząt. Przy tym zaś zawsze pozostawała sobą, o czym świadczy dalsza pomoc w zarządzaniu Cardhu po przejęciu w niej sterów
przez synową, Elizabeth.
Różnego rodzaju przemycanie (np. pod spódnicą), sprzedaż Cardhu z okna własnego domu, a także ostrzeganie okolicy za pomocą ustalonego znaku, czy pomoc tym, którzy mogliby wpaść w ręce urzędników, gdyby nie ona – wszystko to składa się na życiorys osoby nieprzeciętnej, osoby, o której warto pamiętać i która diametralnie zmienia sposób myślenia odnośnie historii szkockiej whisky (w sensie ogólnym).
Jej zdolności obejmowały nie tylko wrodzony talent do destylacji/produkcji wyśmienitej whisky, ona umiała tę whisky jeszcze sprzedać. I to wtedy, gdy nie posiadała żadnego na to zezwolenia.
I jeszcze jedna, a w zasadzie dwie kwestie. Cardhu jest kobietą także przez wzgląd na jej wyjątkowo smukły, łagodny, subtelny, gładki, słodko-owocowy charakter (wystarczy wspomnieć pewien szczegół – fermentacja trwa tu bardzo długo, ponad 75 godzin).
Wisienką na torcie była umowa sprzedaży gorzelni Alexandrowi Walkerowi, ale tak skonstruowana, iż zapewniała ona dalszą pełną autonomię rodzinie Cumming w zarządzaniu gorzelnią. Dzięki temu jej syn, John, został członkiem zarządu w
John Walker & Sons, wszyscy dotychczasowi pracownicy zakładu utrzymali swe posady, a w okolicy doprowadzono w sposób znaczący ułatwiającą życie elektryczność.
Po drugie – właśnie Elizabeth Cumming. Synowa Helen, a po śmierci Lewisa Cumminga menedżer destylarni. To ona, przez siedemnaście lat swoich rządów, doprowadziła Cardhu do wspaniałych wyników.
Podsumowując – historia Cardhu, jak widać, może porwać i stanowi niebywałe świadectwo poświęcenia, odwagi i sprytu płci, która z pozoru jedynie określana jest jako słaba. I to właśnie ta słaba płeć sprawiła, iż Cardhu dzisiaj produkuje
grubo ponad 3 miliony litrów destylatu rocznie…
Druga kwestia to butelka, wymyślona przez Elizabeth (a jakże). Co prawda kwadratowa, ale… zauważyliście może charakterystyczne wgłębienia po jej bokach? Czy nie są może one symbolicznym odzwierciedleniem wcięć w kobiecej talii?...
Pozwala to na szczególnego rodzaju uniwersalność, gdyż może być polecana zarówno dla początkujących, jak i zaawansowanych wielbicieli właśnie tak skomponowanych destylatów.