Braeval. Kanadyjski wkład w rozwój „szkockiej”

Czytaj dalej

Od ładnych paru lat trwają, po raz kolejny zresztą w historii, złote czasy dla producentów whisky. Segment whisky słodowej pięknie się rozwija, powstaje mnóstwo nowych zakładów. Niegdyś, bo w latach 50-tych XX wieku, taki boom już miał miejsce, a w jego efekcie powstała m. in. Braeval.

Historia lubi się powtarzać, toteż jak przychodzą lepsze czasy wszystko się rozwija, gdy przychodzą gorsze – bywa odwrotnie. Tak to też było przez 20 lat mniej więcej (1960-1980), do kryzysu lat 80-tych XX wieku. Powstało sporo nowych gorzelni, z czego pozostało do dziś 7 (z wybudowanych w latach 1960-1969) i 5 (z lat 1970-1979). Wśród tych ostatnich znajdziemy także Braeval.

Siedem i pięć

Gorzelnia Braeval powstała dzięki marce Chivas Regal. Oczywiście – nie bezpośrednio. Chodzi o to, że w już 1949 roku Kanadyjczycy z Seagram zakupili firmę i prawa do marki Chivas. A że w latach 60-tych zaczął się boom w branży potrzeba było więcej destylatów właśnie do tego, tak mało przecież znanego, blenda…

Gdyby nie Chivas…

Braeval leży w sercu Speyside, w Ballindalloch, Banffshire, w wiosce Chapeltown of Glenlivet, w pobliżu gór Cairngorm. Co ciekawe, wioska, w której znajdziemy Braeval, przez wiele, wiele lat stanowiła schronienie dla prześladowanych katolików i…przemytników whisky.

Położenie

Braeval powstała w 1973 roku jako Braes of Glenlivet. Nazwa ta jest tożsama z nazwą grupy szczytów na północno-wschodnim krańcu Grampianów i zawierała słowo „Glenlivet”, które ówcześnie było synonimem świetnej whisky. Natomiast Braeval to nazwa lasów znajdujących się w pobliżu gorzelni.

Nazwy i ich etymologia

Gorzelnia The Glenlivet nie miała łatwo. Otóż od samego początku produkowała świetną whisky, toteż wiele konkurentek z regionu „podpinało się” nieco pod jej sukcesy. W związku z tym The Glenlivet wystąpiła na ścieżkę prawną, w efekcie czego Braes of Glenlivet zmieniła nazwę na Braeval w 1994 roku.

Skąd zmiana nazwy?

Z początkami produkcji w Braeval wiążę się pewna anegdota. Na początku lat 70-tych, gdy zakład był w budowie, nie było jeszcze nawet dachu, sam prezes koncernu Seagram zapowiedział swą wizytę w gorzelni. aby usatysfakcjonować tak ważnego gościa stworzono ponoć wtedy pierwszy zacier. Tak, w budynku bez dachu.

Prezes na inspekcji

Kolejna ciekawostka – Braeval posiada charakterystyczny szczegół architektoniczny, jakim są słynne pagody. Stworzył je sam Charles C. Doig, budowniczy ponad 50 zakładów. Jednakże w Braeval nigdy nie było słodowni podłogowych, toteż ów szczegół pełni li tylko funkcje stricte dekoracyjne.

Pagody

Braeval określana jest mianem „najwyżej położonej gorzelni w Szkocji” (355 m.n.p.m.). nie jest to do końca prawda – otóż zupełnie przypadkowo na dokładnie tej samej wysokości znajduje się inna gorzelnia – położona w Highland Dalwhinnie.

Na „szczycie”

Istnieje sporo podobieństw między Braeval a inną gorzelnią w dossier Pernod-Ricard – Allt-a-Bhainne. Obie powstały prawie równocześnie (Braeval – 1973, Allt-a-Bhainne – 1975). Obie służą do produkcji destylatów niemal wyłącznie do blendów. Obie też są tak nowoczesne, iż może je obsługiwać 1 osoba. W końcu obie uśpiono w 2002 roku, czekając na „lepsze czasy” (co na szczęście miało miejsce).

Podobieństwa z Allt-a-Bhainne

Koncern Seagram swego czasu przeholował z inwestycjami w rozrywkę. W efekcie musiał pożegnać się ze swymi aktywami, które podzieliły między siebie Diageo i Pernod-Ricard. Dzięki temu od 2001 roku Braeval znajduje się w rękach francuskiego koncernu.

Pernod-Ricard

Braeval produkuje sporo, bo 4,5 miliona litrów nietorfowej whisky rocznie. Dzieje się tak dzięki m. in. 6 alembikom (2 do pierwszej, 4 do drugiej destylacji). Co ciekawe w Braeval brak magazynów, toteż gotowy new make o mocy 68-70% ABV trafia do cystern, które przewożą go do Keith , gdzie beczkowany jest w amerykańskim dębie po bourbonie.

Produkcja

Braeval to jeden z „koni roboczych” Pernod-Ricard. Tamtejsze destylaty trafiają niemal w 100% do blendów (głównie Chivas Regal, Passport, 100 Pipers). Nieliczne oficjalne i nieoficjalne bottlingi stanowią gratkę dla tych, którzy pragną skosztować czegoś nie do końca znanego, nieco tajemniczego. I wierzcie mi – naprawdę warto!

Niewiele wiadomo

Po więcej historii i dobrej whisky